strona głónamapa stronykontakt

1991-08-04 * Hsihu, Formoza * Budda Majtreja i sześcioro dzieci

BUDDA MAJTREJA i SZEŚCIORO DZIECI

Formoza, Ośrodek w Hsihu

4 sierpnia 1991r.

DVD 184

(...) Jest taka historia o królu. Dowiedział się on kiedyś o istnieniu dwóch zaawansowanych duchowo praktykujących. Zapragnął więc pojechać i spotkać się z nimi. Kiedy dwóch praktykujących zobaczyło, że król nadchodzi, zaczęli udawać, że się kłócą. Nie wiem, czy udawali, że się kłócą, czy naprawdę się kłócili, bo nie mogli znieść jego atmosfery. Przypuśćmy, że ktoś kłuje was nożem albo bije kijem, lub szczypie po plecach, po cichu, nie będąc widzianym, i tak czulibyście ból, prawda? Wtedy krzyczelibyście, prawda? Niektórzy ludzie noszą ze sobą ostrą jak nóż atmosferę. Rozumiecie? Kiedy tylko zbliżą się do was, czujecie się zranieni i krzyczycie. Wiecie, że niektórzy królowie mają naprawdę ciężką karmę, prawda? Zbierają wygórowane podatki i wyzyskują ludzi. Tylko oni sami się bawią i nigdy nie troszczą się o innych. Mają więc bardzo ciężką karmę. Otacza ich agresywna, negatywną atmosfera. Kiedy więc król podszedł do tych dwóch praktykujących, oni nie mogli go po prostu znieść, gdyż dzięki duchowej praktyce byli bardzo wrażliwi fizycznie i mentalnie. Nie byli tak szorstcy jak my - ziemscy ludzie. Możliwe więc, że nagle mieli ochotę się pokłócić, nie wiedząc dlaczego. Kiedy jednak król odszedł, przestali się kłócić i powrócili do swojego stanu szczęśliwości, w którym byli przedtem. Może udawali, że się kłócą, żeby oszukać króla. Nie chcieli, żeby prosił ich o błogosławieństwo czy o cokolwiek innego. Widząc, że się kłócą, król pomyślał, że został błędnie poinformowany. Z pewnością nie byli dobrymi praktykującymi duchowo. Jak dwóch praktykujących duchowo może się kłócić? Uznał, że to musiała być pomyłka, więc szybko odszedł. Po odejściu króla byli szczęśliwi i przestali się kłócić. Może udawali, że się kłócą albo nie mogli znieść ostrej jak nóż atmosfery. Niewidzialne noże i miecze są gorsze niż te widzialne.

(...) Słyszeliście historię o mistrzu, który rzadko wychodził na zewnątrz. Sri Ramakryszna nie wychodził z domu, by spotkać się z ludźmi. Jego uczniowie okazjonalnie prosili go, żeby wyszedł, ale zauważyli, że zawsze kiedy wracał, czuł się niedobrze. Powiedzieli więc: ,,Takie czujące istoty są rzadkością na świecie." Jeśli zabierzemy go na ulicę, powinniśmy zamknąć go za szkłem, by go chronić przed zanieczyszczeniem czy zranieniem. Jest kilka rodzajów zanieczyszczenia. Czasem to jest choroba. Czasem to jest karma. Większość mistrzów ma fizyczne problemy i często choruje. Zwykli ludzie nie mogą zrozumieć dlaczego. Powiedzą: ,,Jakie to dziwne! Jeśli on praktykuje, a mimo to nie potrafi ocalić siebie, to po co to robi?" To nie jest tak. On może ocalić siebie. On po prostu z relaksem otwiera się, żeby ludzie mogli wymienić z nim błogosławieństwo. On bierze karmę, a my bierzemy błogosławieństwo, więc on jest chory.

(...) W ubiegłym tygodniu opowiedziałam wam historię o człowieku, który się ciągle przeprowadzał. Zmieniał domy przez cały czas. Czasem zatrzymał się gdzieś przez miesiąc, zanim znowu się przeniósł. Nie mógł on znieść atmosfery swoich sąsiadów. Nie mógł znieść psów, kotów i dzieci, więc musiał się przenosić, i za każdym razem miał z tym dużo kłopotów. A najgorsze było to, że nie mógł mieszkać w domu, w którym przedtem mieszkali inni ludzie. Zawsze więc kiedy się przenosił, musiał najpierw znaleźć tymczasowe lokum. Potem powoli szukał w gazetach dobrego miejsca, które mógłby kupić. Musiał kupić całkiem nowy dom, w którym nikt wcześniej nie mieszkał, nawet przez jedną noc. To musiał być zupełnie nowy dom, w którym nikt wcześniej nie mieszkał. W przeciwnym razie, jak mówił, musiał czyścić negatywną karmę i negatywną atmosferę. To było zbyt męczące i zbyt wiele, by mógł to znieść. Nie byłby w stanie komunikować się z wyższymi światami i nie mógłby napisać książek, które chciał napisać. Zszedł na ziemię z misją. Musiał napisać historię ludzkości, nie obecnej, ale sprzed wielu tysięcy lat, kiedy pewni ludzie i miasta naprawdę istniały. A teraz są na dnie oceanu albo pogrzebane na pustyni. On potrafił je odkryć i wyraźnie zobaczyć. To co powiedział, to prawda. On nie kłamał. Musiał się jednak cały czas przeprowadzać. Kiedy atmosfera się zmieniała, musiał się natychmiast wyprowadzić. Nie mógł tego znieść. Naprawdę tak jest!

(...) Musimy być cierpliwi. Po jakimś czasie karma i problemy uświadomią sobie, że to nie czas i nie miejsce dla nich. Wtedy odejdą automatycznie. Czasem w czasie medytacji zauważamy, że jakieś piękne dzieci nas opuszczają, jedno po drugim. To są złe cechy w nas. Nie sądźcie, że widzicie niebiańskie dzieci i nie wahajcie się pozwolić im odejść. Mogą nas przeprosić i powiedzieć do widzenia. ,,To miejsce tutaj jest za gorące. Nie mogę tego znieść! Muszę odejść." Wtedy wiecie, że to są demony. Wyglądają jak bardzo piękne i delikatne dzieci. Czasem możecie usłyszeć dziecięcy krzyk lub płacz. To też są one. Jest ich około sześciu. Czy pamiętacie posąg Buddy Majtrei? Jest tam sześcioro dzieci, bawiących się wokół jego postaci. Szturchają go i ciągną we wszystkie strony. To reprezentuje wewnętrzny świat, to nie jest nic zabawnego. Ani nie wskazuje na to, że Budda Majtreja kocha dzieci. Nie!


~ Pełen tekst wykładu - w pliku do pobrania

V.184-Hsihu1-191
Copyright © Medytacyjne Stowarzyszenie Najwyższej Mistrzyni Ching Hai w Polsce